13 listopada 2010

"Historie przez życie pisane" - Misio zmotoryzowany


Trafił do nas 29.12.01. 
I był to dla Misia najwyższy czas, bowiem od trzech dni leżał w zaspie śniegu, przy temperaturze – 15 stopni !
Leżał na poboczu drogi, potracony przez samochód z przetraconym kręgosłupem. Leżał, czekał, nie tracił nadziei. Choć chwilami ciężko było być dobrej myśli... Tylu ludzi przejeżdżało, przechodziło obok ale Misia nikt nie widział. A on leżał sobie cichutko, pogodzony z losem. Już z daleka go dostrzegliśmy: ruda plama na białym poboczu. Próbował odczołgać się dalej od nas, pewnie nie raz już otrzymał razy, pewnie i teraz spodziewał się raczej czegoś złego. Ale jednak zaufał nam. Nie do wiary, ale już w samochodzie próbował się z nami bawić. Po tym wszystkim, co przeszedł ! Nikt nie dawał nam szans, że da się Misia uratować, ale wspólny wysiłek opłacił się. Pierwsza zajęła się nim Pani doktor z lecznicy na ul. Stefana. Prześwietliła Misia, dała leki i pożyczyła drzwi od szafki, aby bezpiecznie, nie uszkadzając bardziej kręgosłupa, przewieźć go do domu. Pierwszy tydzień był straszny i dla nas i dla Misia. On musiał przyzwyczaić się do nowej sytuacji, my zaś do ciągłego sprzątania, ponieważ niestety nie wstawał i wszystkie potrzeby załatwiał pod siebie. Ktoś poradził nam pieluchy i to już był wielki krok naprzód. Misiek doskonale wiedział, że najpierw jest mycie, potem smarowanie balsamem, aby nie porobiły się rany, a następnie zakładanie pieluchy i mocowanie jej taśmą klejącą. Po ostatnim etapie Misiek uciekał ! Po swojemu ciągnąc tylne nogi za sobą a i tak potrafił dogonić niejednego psa i solidnie przetrzepać mu futerko!Ale, jak przyszłość miała pokazać, wszystko, co najlepsze było jeszcze przed Miśkiem. W naszym domu pojawił się Pan Mariusz. Przypadkiem usłyszał, ze jest pies, który nie chodzi, a ponieważ z zawodu jest masażysta postanowił zobaczyć, co da się z tym zrobić. A dało się bardzo wiele. Pan Mariusz widząc z jaką radością Misiek podchodzi do życia i wszystkiego, co go otacza postanowił zrobić mu wózek. Dzięki niemu i mojemu mężowi, którzy przez kilka wieczorów konstruowali specjalny „pojazd” Misiek ma wózek i może biegać. Początkowo baliśmy się, jak sobie poradzi, czy nie będzie się tego wózka bał ? Zupełnie niepotrzebnie, Misiek posadzony pierwszy raz na wózku, zanim się obejrzeliśmy był już przy drzwiach – on chciał iść na spacer. Przednimi, zdrowymi nogami przebierał tak prędko, że nie mogliśmy za nim nadążyć. Tak, jakby rozumiał, że to jest jego szansa na w miarę normalne psie (ale już nie pieskie) życie. Obwąchiwał każdy krzaczek – przez ponad miesiąc nie był przecież na spacerze! A my cieszyliśmy się tak bardzo, że on może się nareszcie normalnie poruszać. Już na pierwszym spacerze gnał na tym wózku tak, że musieliśmy trzymać go na długiej smyczy, bo baliśmy się, że go nie dogonimy. Wzbudził oczywiście niesamowitą sensację na ulicy ale teraz wszyscy w okolicy już go doskonale znają. Misiek biega tak, że nie sposób mu uciec. O ile jeszcze klucząc między drzewami mamy jakąś szansę, o tyle na prostej jest bezkonkurencyjny. A za to, że mu próbujemy uciekać karze nas podgryzając i szczypiąc po nogach. W wyścigu za piłką żaden pies nie ma szans – Misiek biegnie tak szybko, a warczy przy tym tak, że nawet jak się któryś nieopatrznie wyrwie, to zaraz rezygnuje i Misiek szczęśliwy dopada piłkę. Jak chce wyjść na spacer, to tak długo wali łapą w bramę, aż się ktoś zlituje i zabierze go na ten upragniony spacer. A jak tylko zobaczy, że ktoś idzie w stronę furtki, biegnie aż dudni pod nim ziemia i oczywiście nie przepuści okazji, żeby wyjść na spacer. Znają go już wszyscy bliżsi i dalsi sąsiedzi, a spacer z Misiem trwa godzinami, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto chce go pogłaskać, zapytać o jego historie, a Misio już wtedy doskonale wie, jak wyłudzić jakiś smakołyk! Biega z dziećmi z okolicy a piłki aportuje, jak żaden inny pies. Gdyby Misiek był człowiekiem prawo jazdy miałby nie dłużej niż trzy dni. Zapomina zupełnie o tym wózku i ciągle w coś uderza. Ostatnio ganiając się z innymi psami wjechał w garaż z takim impetem, że wózek rozpadł się na kawałki! Misio występował w telewizji, miał sesje zdjęciowe do gazet i chyba powoli czuje się już gwiazdą! Dzięki „sławie” Misia zgłosiło się do nas kilka osób mających pieski po wypadkach i również dla nich udało się nam zrobić wózki. Jednak żaden z tych psiaków nie reaguje na widok wózka tak, jak on: szczeka, piszczy, podskakuje. Byle szybciej, byle już mógł pędzić! Jest psem, który zrobi z nami wszystko, wszędzie chce pojechać, zawsze jest zadowolony, a jego roześmiany pysk przypomina delfina. Wózek w niczym mu nie przeszkadza, nawet w jeżdżeniu po schodach. Misio jest z nami już 10 miesięcy i oczywiście uważa, że jest najważniejszy na całym podwórku. Do miski nie dopuści innego psa, jak pojawi się w naszym domu jakąś nowa suczka adoruje ją i biega za nią po całym podwórku jeżdżąc nam i innym psom po nogach ! Wydaje się nam, że Misio jest szczęśliwy !

Do tej historii życie dopisało niestety smutne zakończenie. Postanowiliśmy jednak historię tego dzielnego psiaka umieścić na naszej stronie. Żeby pokazać, że nawet kaleki pies może sobie świetnie radzić i żeby, chociaż w ten sposób, pozostał wśród nas. 2 sierpnia 2003 roku Misio niestety pożegnał się z nami …Był z nami tylko półtora roku, choć wydawało się, że będzie z nami zawsze. Tyle życia, radości i energii wnosił w nasze życie. I mimo, iż minęło już tyle czasu, pisząc tę historię nadal nie mogę powstrzymać łez. Czasem bywał trochę kłopotliwy, wymagał częstych kąpieli, sadzania na wózek, wiecznie trzeba było sprzątać. Ale nigdy nie uważaliśmy tego za uciążliwość – to była cena za możliwość przebywania z tym wyjątkowym zwierzakiem. Bo, że Misio był wyjątkowy przyznawał każdy, kto choć raz miał z nim kontakt. Wiecznie radosny, wiecznie gdzieś pędził ale chyba właśnie za tą energię, która rozsadzała go na każdym kroku, zapłacił najwyższą cenę – jego serduszko nie wytrzymało. Zadajemy sobie do dziś pytanie, czy mogło być inaczej? Czy, gdyby tak nie biegał, nie szalał do dziś byłby z nami? Ale może właśnie tak wolał żyć: nie czując ograniczeń, jakie nakładało na niego jego kalectwo? A my? Ciągle zadajemy sobie pytanie, dlaczego był u nas tak krótko… Czasem wydaje się nam, że słyszymy poskrzypywanie jego wózeczka, kiedy przejeżdżał pod oknem….. Strasznie nam ciebie brak, Misiu…. Ale ty pewnie o tym dobrze wiesz. Biegasz sobie zapewne na zdrowych łapkach po zielonej łące w psim niebie i popatrujesz, co tu na dole robią twoi kumple.

Zapożyczone od Fundacji Azyl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz